Saikyo No Teki
3 posters
Strona 1 z 1
Saikyo No Teki
Ot, taki sobie one-shote, który napisałam... kiedyś xD Można powiedzieć, że Aeris była moją betą, a wstawiam to tutaj, bo poczułam taką chęć ^_^ Zapraszam do czytania tych wypocin xD
EDIT: Postacie z Captaina Tsubasy ! Nie moje własne !
Saikyo no Teki
Zupełnie nie spodziewał się zobaczyć tu Tsubasy, który grał teraz razem z nimi, a tym bardziej Wakabayashiego. Gdy ten pochwalił go za dobrą obronę, tuż zza jego bramki, jego serce podskoczyło i obróciło się kilka razy jakby ciesząc się na dźwięk jego głosu. Chłopak wyprostował się, na ile to możliwe siedząc na ziemi, i spojrzał w tamtą stronę. Za bandą wśród fotografów stał jego największy rywal i uśmiechał się do niego.
- Wakabayashi... - powiedział pod nosem.
Nie za bardzo wiedział, czy cieszyć się z jego przybycia, czy też nie, toteż milczał.
Gdy Tsubasa, otoczony członkami drużyny, siedzący na ziemi tuż po tym jak dostał strzałem Leona Dikka, powiedział coś, wszyscy spojrzeli w stronę Wakabayashiego. Brunet uśmiechnął się i pomachał do nich.
Jak zwykle, gdy widzieli jednego ze swoich pro zawodników, byłe Nankatsu, a także inne części drużyny, oczywiście prócz Toho, zaczęły się radować ile wlezie. W szczególności Ishizaki.
Szatyn zupełnie niewzruszony ich zachowaniem podniósł się z murawy i odgarnął grzywkę. Zerknął jeszcze raz na swojego rywala, po czym odwrócił się do niego plecami oczekując wznowienia gry.
Mecz zakończył się wynikiem 11:1 dla Japonii. Zawiedzeni Holendrzy zostali milcząco skarceni przez swojego prawdziwego kapitana, Bryana Cruifforta, jak nazwał go Wakabayashi, który razem z nim obserwował mecz. Wściekły na nich strzelił w stronę bramkarza własnej drużyny. Piłka zawirowała w powietrzu i tuż przed jego twarzą wzniosła się w górę trafiając do siatki. Japończycy byli zadziwieni tym strzałem, mimo, że niektórzy spośród nich także mieli podobne, na przykład Drive Shoot Tsubasy.
Wakabayashi i Tsubasa wrócili razem z nimi do ośrodka. Drużyna zjadła obiad rozmawiając ze sobą głośno i radośnie. No, oprócz Wakashimazu. Tym razem stał się bardziej milczący niż zwykle.
- Wakashimazu-san, coś się stało? - spytał Takeshi, który jak zawsze martwił się o niego, Hyugę i Sorimachiego bardziej niż była taka potrzeba, ale który, jako ich przyjaciel, robił to z dobroci serca.
- Nic... - powiedział chłopak. Westchnął cicho nawet nie podnosząc wzroku na swój ukochany deser, lody waniliowe z polewą czekoladową, który w ich stołówce w ośrodku nie trafiał się często. Właściwie to prawie wcale. Ledwo przełknął obiad... no dobra, połowę obiadu. I to z trudem.
Bramkarz wstał od stołu dziękując cicho za posiłek i ukradkiem ulotnił się z pomieszczenia. Przemierzając korytarz w stronę pokoju, który dzielił z Hyugą i Takeshim, nie natknął się na nikogo. Wszedł na chwilę do środka i wyszedł trzymając w ręce swój odtwarzacz MP3 i słuchawki. Znowu nie mijając żadnej żywej duszy po drodze, bo w końcu wszyscy siedzieli w stołówce i zajadali deser ciesząc się obecnością swoich pro graczy, dotarł do drzwi wyjściowych. Wsunął słuchawki do uszu włączając MP3.
Wolnym krokiem skierował się w stronę boiska, na którym leżały rozrzucone piłki. Kopnął pierwszą z brzegu w stronę bramki, oczywiście trafiając w okienko, nucąc pod nosem ,,Heal me kill me" Skilletu.
Zastanawiał się nad tym, czy był zły na kogoś, albo siebie, bo taką opcję też brał pod uwagę, a jeśli nie to jaka jest przyczyna jego kiepskiego humoru. Kolejne piłki lądowały siatce nie podsuwając mu odpowiedzi na zmartwienia. W końcu chłopak poddał się znudzony strzelaniem na pustą bramkę i wymknął się poza mury ośrodka. Raczej nie pozwalano im go opuszczać, a tym bardziej bez żadnej informacji, ale wątpił, aby ktokolwiek to zauważył, kiedy wśród nich byli Wakabayashi i Tsubasa.
No właśnie, Wakabayashi... Czyżby to jego przyjazd był powodem wzrastającego w nim niezadowolenia z życia?
Przez myśl przemknęło mu, że to może być jego rychły wyjazd, dziś lub jutro. Chłopak, który przyłapał się na takim myśleniu potrząsnął głową. "Nie... To nie może być to..." zaprzeczył temu co podpowiadała mu intuicja. Po chwili jednak powrócił do tej myśli z własnego doświadczenia wiedząc, że przecież własnej intuicji może ufać. "A co, jeśli to naprawdę o to chodzi... " pomyślał patrząc na czubki swoich adidasów.
Wakashimazu, jako rozważny człowiek, zawsze rozważał wszystkie możliwości, które przychodziły mu do głowy, aby wybrać tę najlepszą, albo tę, która najbardziej pasuje, i rozwiązać problem, bądź zakończyć zmartwienia, dlatego też pomyślał także o tym, co może go łączyć z Wakabayashim.
"To jasne, że to mój rywal o miejsce na bramce Japonii... Czy coś jeszcze? Nigdy nie oceniałem go jako człowieka... Przynajmniej nie świadomie. Czasami mnie wkurza i jest arogancki, ale jednak... nawet go lubię. " uspokoił się taką myślą, i nawet nie próbując rozwijać jej dalej, zaczął szukać innej przyczyny swego złego nastroju. Pochodził jeszcze z pół godziny i nie znajdując odpowiedzi na swój problem powrócił do ośrodka.
Dochodziła ósma wieczór. Gdy szatyn otworzył drzwi natychmiast zwróciły się w jego stronę oczy siedzących w środku chłopców. Było dziwnie tłoczno. Koło okna siedział Hyuga razem z Takeshim, a na łóżkach na niższym piętrze Tsubasa, Wakabayashi, Misaki, Nitta, Jito, Sano i Matsuyama.
"No więcej ich tu nie mogło być" pomyślał ironicznie. Po chwili obok niego przeszedł Ishizaki z niewiadomych przyczyn także znajdując się w ich pokoju. Pewnie weszli do pierwszego lepszego pomieszczenia, żeby pogadać.
Wakashimazu wyjrzał przez drzwi i spojrzał na tabliczkę przed pokojem. Wszystko się zgadzało, to był jego pokój. Ignorując spojrzenia znajdujących się w pokoju osób wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zwinnym ruchem dostał się na łóżko na piętrze i poległ na nim, nadal w słuchawkach. "Ale zaraz... co robią tu Wakabayashi i Tsubasa? Czyżby nie wylatywali dzisiaj?" pomyślał i po chwili podniósł się do siadu. Gdy o to spytał cała drużyna, bo w końcu oni wszyscy tutaj przyszli, odpowiedziała mu równym chórem, że jutro.
- Ok... - powiedział, po czym powrócił do poprzedniej, leżącej, pozycji.
Nagle nad poręczą łóżka pojawiła się twarz Jito. - Co tak leżysz sam? Nie chciałbyś z nami pogadać? No i z chłopakami, zanim jutro wyjadą.
Szatyn zaczął się zastanawiać, gdy obok Jito pojawiła się także twarz Wakabayashiego, na co jego serce przyśpieszyło, i Tsubasy, o dziwo wyższego od nich. "Aaaa... pewnie stoi na łóżku." Pod ich spojrzeniami było mu trochę niewygodnie. Do swoich trosk dołożył także to, czy łóżko nie zarwie się pod ciężarem ich wszystkich. Kiedy pojawiła się jeszcze twarz Hyugi i Takeshiego chłopak zaklął w myślach.
- Dobra, dobra, tylko się tak na mnie nie patrzcie - powiedział rezygnując z prób krótkiego odpoczynku przed snem. Usiadł po turecku na łóżku na piętrze, a reszta zajęła swoje poprzednie miejsca.
Rozmowy toczyły się przede wszystkim o karierze Tsubasy i Wakabayashiego oraz o mistrzostwach, ale także o wszystkim i o niczym. Gdy zeszło na dziewczyny szatyn wycofał się w głąb łóżka nie chcąc w nich uczestniczyć. Niestety zauważył to Izawa i powiedział o tym Tsubasie, a ten jako że zależało mu na rozmowie z całą swoją drużyną zawołał do niego - Wakashimazu, co jest?
Chłopak prychnął i wyciągnął spod poduszki mangę. Otworzył ją tam, gdzie ostatnio skończył i zaczął czytać.
- Wakashimazu-san jest dzisiaj nie w humorze - powiedział Takeshi.
No i tak zaczęły się zapytywania czemu on w humorze nie jest. Szatyn postanowił wykorzystać moment, gdy wszyscy zwrócili się ku Hyudze, który coś mówił niby na ten temat, aby wymknąć się z pokoju do łazienki. Gdy zamykał drzwi za sobą Hyuga mrugnął do niego. Wszyscy spojrzeli w jego stronę, ale on tylko uśmiechnął się w odpowiedzi znikając za drzwiami na korytarz.
Po drodze spotkał Katagiriego. Ten zatrzymał go na chwilę pytając się - Nie wiesz może, gdzie jest cała drużyna?
- U mnie w pokoju - odparł takim głosem, jakby nie był zadowolony z tego faktu.
Dotarł do łazienki i rozebrał się. Wszedł pod pierwszy prysznic , a gdy woda zaczęła obmywać jego ciało westchnął cicho. Znowu będzie miał czas na przemyślenia. Drzwi szczęknęły cicho oznajmiając mu, że jednak tego czasu nie będzie miał. Gdy do środka wszedł Morisaki, bramkarz prawie chciał mu sie rzucić na szyję, że to on, a nie ktoś inny. Uśmiechnął się do niego przypominając sobie, że Morisakiego nie było wśród zebranych w jego pokoju osób.
- A ty nie poszedłeś gadać z nimi? - spytał.
- Byłem zmęczony i poszedłem odpocząć - odpowiedział brunet. - Ale może do nich pójdę. Wiesz może, gdzie są?
- Tak... aż za dobrze... Siedzą u mnie w pokoju.
Chłopak zaśmiał się na widok niezadowolonej miny Wakashimazu i odkręcił wodę. Umyli się rozmawiając. Wakashimazu ubrał się tylko do połowy zakładając na nogi swoje bokserki i spodnie, a na mokre włosy zarzucił ręcznik. Skierowali się obaj w stronę jego pokoju nadal prowadząc konwersację, która trochę poprawiła humor wyższego z nich, bo nie dotyczyła dziewczyn i innych drażliwych tematów. Weszli do środka, w pomieszczeniu nadal byli wszyscy, nawet ich menadżer, Katagiri.
Wakashimazu, jak zwykle wszystkich ignorując, udał się z powrotem na swoje posłanie i zaczął wycierać włosy. Po drodze zauważył, że Wakabayashi patrzy na jego nagą pierś i speszył się odwracając głowę. Po jakiejś pół godzinie Wakashimazu lekko wkurzony brakiem możliwości zaśnięcia w tym gwarze powiedział niby sam do siebie, że jest już wpół do dwudziestej trzeciej. Katagiri zrozumiał go, za co szatyn dziękował niebiosom, i kazał wszystkim zmykać do swoich pokoi. Gdy gwarny tłum opuścił ich pokój Wakashimazu wyjrzał znad barierki swojego łóżka.
- Wakabayashi... - zdziwił się widząc wyższego od siebie bramkarza siedzącego na łóżku pod nim.
- Wakabayashi-san nocuje dzisiaj u nas w pokoju, bo mamy wolne łóżko. Nie będzie ci to przeszkadzać Wakashimazu-san? - spytał Takeshi.
Szatyn pokręcił głową nadal zwisając do góry nogami ze swojego łóżka, a jego długie włosy delikatnie zafalowały przy tym ruchu. Wpatrywał się z lekkim niedowierzaniem w niebieskie tęczówki starszego od siebie o 22 dni chłopaka. Gdy ten uśmiechnął sie do niego prawie spadł z łóżka. Szybkim ruchem cofnął się z powrotem na górę czując jak szybko bije mu serce. Nadal nie rozumiał czemu ono tak reaguje. Zdjął spodnie i złożył je ładnie, po czym sięgnął po leżącą pod poduszką koszulkę. Gdy wysunął głowę z odpowiedniego otworu zobaczył przyglądającego mu się znad barierki Wakabayashiego, którego przed chwilą jeszcze tu nie było. Zaskoczony i znowu speszony, przy okazji się rumieniąc, rzucił w niego pierwszą rzeczą, która nawinęła mu się pod rękę. Tą rzeczą, na szczęście dla Wakabayashiego, bo dostał nią w twarz, była poduszka. Zaśmiał się głośno wciąż na niego patrząc. Po chwili dał mu spokój i razem z Hyugą i Takeshim udał się do łazienki po drodze oddając mu poduszkę.
Szatyn zeskoczył na dół i odłożył swoje spodnie, MP3 i mangę. Wdrapał się z powrotem na górę.
"Nic nie rozumiem" pomyślał i opadł na poduszki. "Dlaczego czuję się speszony kiedy na mnie patrzy? Mam jednak wrażenie, że on... że ja... lubię go... tak jakoś inaczej... nawet bardziej niż bym się spodziewał, że mogę... no bo przecież... ja go nie kocham, prawda? Tak, wolę mężczyzn, mimo że kobiety nie są takie złe, ale... cholera..." zawinął się w kołdrę twarzą do ściany. "Musisz przestać o nim myśleć!" nakazał sobie. "To tylko twój rywal... no i kolega z drużyny. I tyle, chłopie, ogarnij się!" Westchnął głośno zamykając oczy.
Nagły huk sprawił, że wzdrygnął się gwałtownie obracając w stronę dźwięku i odruchowo rzucając poduszką w tamtą stronę. W twarz dostał ich menadżer, który był całkiem zdziwiony tym, że coś poleciało w jego stronę, gdy tylko otworzył drzwi.
- Przepraszam... Myślałem, że to ci idioci znowu hałasują - powiedział, gdy Katagiri z uśmiechem podawał mu poduszkę.
- Sprawdzałem, tylko czy już śpicie.
- Z takim hukiem? - zdziwił się zielonooki.
- A tak poza tym, gdzie oni są?
- Z tego co wiem szli do łazienki.
Po chwili menadżer zapytał - Widziałem, że sobie poszedłeś dzisiaj podczas obiadu. Coś się stało?
-Nic... Po prostu nie byłem w nastroju do rozmów... Zastanawiałem się, czy jestem inny... - dodał po chwili milczenia.
- Każdy jest inny i ty o tym dobrze wiesz.
- Nie o taką inność mi chodzi...
- Możesz mi powiedzieć.
Wakashimazu wiedział, że ich menadżer jest dobrym powiernikiem, dlatego też postanowił, że mu się zwierzy.
- No bo... ostatnio tak dziwnie się czują w towarzystwie pewnej osoby... Lubię ją, to wiem na pewno, ale... gdy na mnie patrzy to serce mi przyspiesza... i czuję się taki lekko skrępowany...
- Zakochałeś się. - stwierdził dobitnie Katagiri, a chłopak zdziwiony rozszerzył oczy.
- No to mamy problem... - powiedział cicho.
Długowłosy jednak to usłyszał i spytał - Dlaczego?
- Bo to chłopak.
Katagiri zaśmiał się zupełnie dezorientując Wakashimazu. - A więc o to ci chodziło z tą innością. To nic złego, to też powinieneś wiedzieć. Nie ty jeden tak masz. - powiedział.
- Pan...
Katagiri skinął głową. - Ale niestety z tym nie bardzo mogę liczyć na powodzenie... - zdjął swoje ciemne okulary.
Zamiast prawego oka miał białą bliznę idącą pionowo przez miejsce, w którym powinno się ono znajdować, nie pozwalającą mu go otworzyć.
Wakashimazu spojrzał na nią zaciekawiony. - Jak to się stało?
- Opowiem ci innym razem - powiedział zakładając okulary, bo na korytarzu rozbrzmiały głosy.
- Dziękuję.
- Nie masz za co, Wakashimazu.
Wyszedł na zewnątrz i zawołał do idących korytarzem - Wiecie, że jest już po 23?
Głosy ucichły, a wszyscy czym prędzej znaleźli się w swoich pokojach. Światło zgasło po minucie, gdy wszyscy byli w swoich łóżkach.
- Dobranoc - powiedział zadowolony szatyn.
- Dobranoc - odpowiedzieli mu pozostali.
Chłopak zapadł w sen, ale nie na długo. Było kilka minut po drugiej, gdy coś dźgnęło go w ramię.
- Co? - spytał nie otwierając oczu.
- Mógłbyś mi pokazać, gdzie jest łazienka? - usłyszał szept swojego rywala.
Podniósł powieki, by stwierdzić, że twarz bruneta znajduje się tylko kilka centymetrów od jego własnej. Serce znowu mu podskoczyło, ale wiedział już dlaczego.
- Niech ci będzie - powiedział podnosząc się. Zeskoczył cicho z łóżka i razem z Wakabayashim, i jego nagą klatą, jak zauważył chłopak, opuścił pokój. Przeszli kawałek korytarzem i zaspany szatyn wskazał mu wejście. Gdy chciał otworzyć usta i powiedzieć, że to tutaj niebieskooki otworzył drzwi i wepchnął go do środka. Wakashimazu zderzył się plecami z kafelkami i zajęczał cicho z bólu. Brunet zamknął wejście za sobą i podszedł do niego.
Chłopak zorientował się, że coś jest nie tak, jak powinno, bo przecież miał mu tylko pokazać, gdzie jest łazienka. Nim zdążył wykrztusić choć słowo jego kolega chwycił go za bark i obrócił twarzą do ściany. Zimno z kafelek wywołało gęsią skórkę na nagich udach Wakashimazu.
- Wakabayashi - powiedział cicho nabierając powietrza do płuc. Poczuł jak ten odgarnia włosy z jego szyi. Usta bruneta dotknęły jego skóry w tym miejscu wywołując dreszcz, który przeszedł jego ciało na wskroś.
- Co ty... Ough... - zajęczał cicho, gdy dłoń niebieskookiego wsunęła się pod jego koszulkę i przesunęła po skórze na jego brzuchu.
Chłopak nie mógł tego zobaczyć, ale Wakabayashi uśmiechnął się słysząc jego jęk.
- Powiesz mi...ah... dlaczego?
- Dlaczego co? - spytał przerywając na chwilę całowanie jego szyi.
- Dlaczego to robisz?
- Heh... - nie odpowiedział mu tylko sięgnął dłonią do jego bokserek.
Chłopak prawie podskoczył, gdy palce bruneta dotknęły jego pośladków. Rumieniec zalał jego policzki. Zacisnął powieki. Brunet zsunął bokserki z jego nóg i odrzucił je gdzieś na bok, po chwili dołączył do nich także koszulkę szatyna. Chłopak nie opierał się zbyt zaskoczony miłym uczuciem płynącym z dotyku drugiego bramkarza .Gdy Wakabayashi zaczął składać pocałunki na jego karku schodząc w dół po kręgosłupie, szatyn zacisnął dłonie opierając czoło o ścianę. Po chwili poczuł jak nagie ciało drugiego dociska go do ściany i ściąga w dół, na kolana. Został zmuszony do ich szerszego rozstawienia tak, że prawie dotykał pośladkami podłogi. Biodra wyższego bramkarza docisnęły jego własne do zimnej ściany. Chłopak zajęczał cicho.
Po chwili Wakabayashi zrobił mu nieco miejsca, aby mógł usiąść do tyłu. Chłopak odetchnął z ulgą w myślach. Gdy spróbował usiąść poczuł, że nabija się na coś mokrego, co było palcami Wakabayashiego. Zabolało, więc ciało chłopaka zareagowało instynktownie. Wrócił biodrami z powrotem do ściany, ale palce zostały w nim, a nawet weszły głębiej.
- Wakabayashi... - jęknął cicho kuląc ramiona.
Brunet pogłaskał go po jednym z nich i pocałował je. Poruszył mokrymi palcami we wnętrzu chłopaka i dołożył trzeci. Wakashimazu nawet nie zauważył, kiedy jego penis znalazł się w erekcji, a teraz otarł się o zimne kafelki zmuszając go do kolejnego jęku. Wakabayashi patrzył na niego zafascynowany powoli rozciągając jego odbyt, a drugą dłonią przejechał po jego boku i biodrze, a potem owinął palce wokół naprężonej męskości młodszego chłopaka. Ten przytknął jedną ze swoich dłoni do ust obawiając się, że ktoś mógłby go usłyszeć. Gdy Wakabayashi wysunął z niego palce zajęczał cicho w dłoń. Brunet usiadł na podłodze ciągnąc szatyna za sobą i nabijając go na swojego penisa. Zielonooki wygiął się do tyłu i ugryzł się w dłoń tłumiąc swój krzyk. Z jego oczu zaczęły ciec łzy. Starszy chłopak zaczął całować jego plecy i głaskać klatkę piersiową. Co jakiś czas podszczypywał sterczące sutki szatyna słysząc jego ciche jęki.
Zielonooki w końcu przestał odczuwać ból i lekko zniecierpliwiony poruszył biodrami częściowo wysuwając z siebie członka bruneta i wsuwając go z powrotem. Wakabayashi uśmiechnął się bardziej czując niż widząc delikatne ruchy chłopaka. Ujął go za biodra i uniósł wychodząc z niego całkowicie. Chłopak znów skulił ramiona i jęknął przeciągle. Obrócił go przodem do siebie, by móc zobaczyć wykwitłe na jego twarzy rumieńce. Szatyn położył jedną z dłoni na jego klacie i wyprężył się, gdy męskość drugiego znowu znalazła się wewnątrz niego. Brunet odsunął dłoń od jego warg i zastąpił ją swoimi ustami.
Wakashimazu zarówno pierwszy raz robił takie rzeczy, jak i się całował, dlatego był zaskoczony jak miłe może być to uczucie. Niebieskooki delikatnie go uniósł, a potem opuścił. Prącie szatyna ocierało się o mięśnie brzucha drugiego chłopaka doprowadzając go do ekstazy. Głośno jęczał w usta Wakabayashiego próbując oddawać mu pocałunki. Owinął ręce wokół szyi starszego chłopaka i zaplótł palce na jego karku. Jego serce biło jak szalone domagając się bliższego kontaktu z jego ciałem. Przytulił się do niego tak mocno jak było to możliwe, a gdy Wakabayashi opuszczał jego biodra jeszcze bardziej nabił się na jego penisa i zacisnął wokół niego wszystkie mięśnie.
Tym razem to Wakabayashi jęknął czując Wakashimazu ciaśniej niż wcześniej. Odgarnął włosy chłopaka z jego ucha i przytrzymał je. Zbliżył do niego usta i delikatnie przygryzł jego płatek. Potem polizał go za nim i przygryzł delikatnie skórę pozostawiając tzw. malinkę. Wakashimazu był jednak zbytnio oszołomiony bliskością drugiego, by to zauważyć. Czuł, że blisko mu już do spełnienia, więc ujął twarz niebieskookiego w dłonie i przysunął ją do swojej szepcząc - Genzo... Oh... Możesz... szybciej?
Wakabayashi uśmiechnął się słysząc swoje imię. Pocałował go krótko ujmując jego biodra w dłonie i kontynuując poprzednią czynność. Gdy jego penis uderzył w prostatę drugiego ten zacisnął dłonie na jego barkach nieświadomie wbijając mu paznokcie w skórę. Wakashimazu starał się powstrzymywać głośniejsze jęki, ale w końcu nie mógł tego wytrzymać, więc wpił się w usta bruneta. Owinął nogi wokół jego bioder i kolejny raz nabił się mocniej.
Nie rozumiał zachowania własnego ciała, które odczuwając przyjemność robiło zupełnie niewyjaśnione rzeczy. Za każdym razem, gdy Wakabayashi z niego wychodził, zaciskał mięśnie dookoła jego penisa jakby chciał zatrzymać go w sobie. Nie wiedział, że w ten sposób doprowadza bruneta do szału. Ten postanowił nagle przyspieszyć, co po paru sekundach poskutkowało orgazmem i wytryskiem ze strony ich obu. Szatyn oderwał się od ust niebieskookiego i wyginając w tył jęknął przeciągle imię swojego kochanka.
Brunet spojrzał po sobie i chłopaku i stwierdził, że ich torsy są w spermie szatyna. Polizał go po klatce piersiowej zlizując część z niej. Zielonooki obserwował go zaskoczony rumieniąc się na myśl o tym, że zrobił to ze swoim największym rywalem. Jęknął cicho czując, że penis bruneta opuszcza jego wnętrze. Ten posadził go na swoich udach i pogłaskał po policzku. Przyciągnął jego brodę do siebie i pocałował czule, po czym wyszeptał - Kocham cię, Ken.
Chłopak speszył się i spuścił wzrok. - Ja ciebie też - odpowiedział cicho.
Uśmiech ozdobił twarz bruneta, gdy podtrzymując go w talii przyciągnął bliżej siebie i pocałował ponownie. Po chwili zauważył gęsią skórkę u szatyna toteż spytał - Zimno ci?
-Trochę - przyznał.
Podnieśli się z zimnych kafelków. Wakashimazu chwycił swojego rywala za rękę i pociągnął go w stronę pryszniców. Umyli się nawzajem ciesząc się ze swojego dotyku. Gdy Wakabayashi wsunął palec do dziurki szatyna, aby wymyć z tam tąd swoją spermę, ten zajęczał cicho opierając głowę o ramię kochanka dostarczając mu kolejnego powodu do uśmiechu.
Zielonooki otworzył swoją szafkę i wyciągnął ręczniki. Poczuł jak brunet delikatnie wyjmuje jeden z nich z jego dłoni i przytyka do jego skóry. Powolnymi ruchami, jakby do masażu, zaczął wycierać go z wody. Wakabayashi poczuł jak ciało szatyna rozluźnia się.
W końcu obaj byli susi i już w ubraniach wrócili do pokoju. Wakashimazu wspinając się na górne łóżko poczuł, że ręka drugiego bramkarza gładzi jego pośladek. Zaczerwienił się zdając sobie sprawę, że któryś z obecnych chłopaków mógł to zobaczyć i mając nadzieję, że przez panujące w pokoju ciemności brunet tego nie zauważy.
- Dobranoc - szepnął jego kochanek.
- Dobranoc - odpowiedział układając się do snu, w który zapadł parę minut później z myślą, że Wakabayashi cudownie całuje.
Gdy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca Wakashimazu obudził się jako pierwszy w ośrodku z niebywałym bólem w tylnej części ciała. Skrzywił się. Było koło szóstej rano, ale chłopak przyzwyczaił się, że jego organizm ustawił sobie taki czas pobudki. Przetarł oczy i zeskoczył z łóżka na podłogę. Pozostali nadal spali. Szatyn wyciągnął z szafy strój do biegania i założył go. Sięgnął po swoją MP3 i chciał wyjść, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę przypatrując się śpiącemu Wakabayashiemu. Uśmiechnął się sam do siebie i cicho zamykając drzwi za sobą wyszedł na korytarz. W ośrodku panowała cisza, więc starając się nie robić hałasu wyślizgnął się na świeże powietrze. Po drodze zgarnął piłkę z magazynu, więc teraz upuścił ją na ziemię i kopiąc przed sobą dotarł na boisko.
Wziął leniwy zamach i kopnął. Piłka powędrowała w bliższe okienko. Chłopak wziął ją z powrotem zastanawiając się jak inaczej może spróbować postrzelać.
"Może z przewrotki? A, niech będzie..."
Chłopak biegnąc na bramkę strzelił mocno w poprzeczkę, tak, aby piłka wystawiła mu się w idealnej pozycji do strzału. Skoczył obracając się w powietrzu i strzelił z lewej nogi, mimo że był prawonożny, dokładnie w sam środek bramki. Zgrabnie opadł do kucek i wstał.
- Tu można umrzeć z nudów... - powiedział sam do siebie.
Wykonał jeszcze parę fantazyjnych strzałów i stwierdził, że woli iść pobiegać. Wybrał się tą samą drogą co na spacer, po czym wrócił do ośrodka około wpół do siódmej. Zatrzymał się na trochę na boisku, aby rozciągnąć mięśnie i poszedł pod prysznic. Gdy wrócił do pokoju zastał rozbudzających się powoli chłopców, więc przywitał ich z uśmiechem.
- Przyznaj się o której, tym razem wstałeś - powiedział Hyuga odwzajemniając uśmiech.
- Eto... Nieważne...
Hyuga zaśmiał się, a Wakabayashi spojrzał na niego ciekawie jakby pytając o wyjaśnienie. Wakashimazu jednak odwrócił głowę jak zwykle pesząc sie bez powodu. Takeshi pospieszył z wyjaśnieniami, jakim to rannym ptaszkiem, dokładnie takiego zwrotu użył, z czego szatyn oczywiście nie był zadowolony i za co chciał go udusić, jest ich przyjaciel.
Szatyn pokręcił głową, chwycił swoją mangę i wspiął się na swoje łóżko czekając, aż jego koledzy się ogarną i będą mogli iść na śniadanie. Usiadł zwieszając nogi w miejscu drabinki i zaczął czytać. Nagle powrócił do niego poranny ból, więc skrzywił się mimowolnie. Hyuga i Takeshi uznali, że nie podobało mu się coś w mandze, a Wakabayashi lekko się uśmiechnął patrząc na niego. "Mimo tego bólu" pomyślał szatyn "i tak bym to powtórzył. Z nim...". Zerknął na krótkowłosego bruneta, a ten jakby czując, że chłopak na niego patrzy odwrócił się w jego stronę uśmiechając ciepło. Wakashimazu zarumienił się i spuścił wzrok udając, że czyta mangę dalej.
"Nigdy nie sądziłem, że Ken może być taki wstydliwy." pomyślał niebieskooki.
W końcu poszli na śniadanie. Zjedli je wesoło rozmawiając. Nawet Waksahimazu odzywał się od czasu do czasu zajadając przy tym tosta z serem. Wakabayashi zauważył, że jego rywal zjadł tylko to i nic więcej, więc trącił łokciem siedzącego obok Hyugę i spytał - Czy Wakashimazu zawsze tak mało je?
- Kiedyś go o to spytałem i opowiedział mi, że dba o linię - powiedział uśmiechając się, ale w jego oczach widoczna była troska i zmartwienie.
Niebieskooki przypomniał sobie wąską talię chłopaka i jego brzuch i stwierdził w myślach, że chłopak o linię dba. Martwił się tylko, czy nie je za mało jak na swój wysiłek fizyczny. Spojrzał na niego. Chłopak wyglądał zdrowo. "Może jego organizm nie potrzebuje wiele" powiedział do siebie w myślach.
Cały dzień chłopcy grali w piłkę, a wieczorem część z nich, wraz z Wakabayashim i Tsubasą i dziewczynami, pojechała na lotnisko. Nadszedł czas pożegnania. Gdy na tablicy przy godzinie 19 i napisie Frankfurtkt zapaliła się zielona lampka Wakabayashi zaczął się żegnać z wszystkimi po kolei. Na końcu podszedł do Wakashimazu i stanął naprzeciw niego. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopak uścisnął ją, ale brunet zamiast ją puścić przyciągnął chłopaka do siebie i objął go. Ich twarze znalazły się tylko parę centymetrów od siebie. Szatyn zamrugał zdziwiony i rozszerzył zielone oczy, gdy ich usta zetknęły się. Poczuł jak kolana się pod nim uginają. Położył dłoń na karku bruneta i pogładził go delikatnie, gdy ten wsunął język między jego wargi. Opuścił powieki, teraz liczyło się tylko to uczucie bliskości Wakabayashiego. Gdy brunet przerwał pocałunek powiedział cicho, tak że tylko szatyn go usłyszał - Powodzenia. Pamiętaj, że cię kocham, Wakashimazu.
Chłopak zarumienił się i wymruczał w odpowiedzi "Ja też cię kocham". Niebieskooki uśmiechnął się jeszcze raz, po czym puścił chłopaka, pomachał osłupiałej drużynie i skierował się w stronę wejścia na pas swojego samolotu. Gdy zniknął za zakrętem wszyscy obecni zwrócili głowy w kierunku Wakashimazu. Zielonooki przez szybę obserwował jak jego ukochany brunet wsiada do samolotu, który miał go ponieść daleko stąd. Czuł jak w oczach zbierają mu się łzy jednak nie pozwolił im się wydostać. W ogóle nie zwrócił uwagi na gapiących się na niego chłopaków. Oparł czoło o szybę okna wychodzącego na pas startowy samolotu, z którego właśnie odlatywał samolot jego ukochanego.
"Do zobaczenia, Gen-san" pomyślał pozwalając sobie na jedną, jedyną łzę, którą i tak po chwili otarł rękawem bluzy.
EDIT: Postacie z Captaina Tsubasy ! Nie moje własne !
Saikyo no Teki
Zupełnie nie spodziewał się zobaczyć tu Tsubasy, który grał teraz razem z nimi, a tym bardziej Wakabayashiego. Gdy ten pochwalił go za dobrą obronę, tuż zza jego bramki, jego serce podskoczyło i obróciło się kilka razy jakby ciesząc się na dźwięk jego głosu. Chłopak wyprostował się, na ile to możliwe siedząc na ziemi, i spojrzał w tamtą stronę. Za bandą wśród fotografów stał jego największy rywal i uśmiechał się do niego.
- Wakabayashi... - powiedział pod nosem.
Nie za bardzo wiedział, czy cieszyć się z jego przybycia, czy też nie, toteż milczał.
Gdy Tsubasa, otoczony członkami drużyny, siedzący na ziemi tuż po tym jak dostał strzałem Leona Dikka, powiedział coś, wszyscy spojrzeli w stronę Wakabayashiego. Brunet uśmiechnął się i pomachał do nich.
Jak zwykle, gdy widzieli jednego ze swoich pro zawodników, byłe Nankatsu, a także inne części drużyny, oczywiście prócz Toho, zaczęły się radować ile wlezie. W szczególności Ishizaki.
Szatyn zupełnie niewzruszony ich zachowaniem podniósł się z murawy i odgarnął grzywkę. Zerknął jeszcze raz na swojego rywala, po czym odwrócił się do niego plecami oczekując wznowienia gry.
Mecz zakończył się wynikiem 11:1 dla Japonii. Zawiedzeni Holendrzy zostali milcząco skarceni przez swojego prawdziwego kapitana, Bryana Cruifforta, jak nazwał go Wakabayashi, który razem z nim obserwował mecz. Wściekły na nich strzelił w stronę bramkarza własnej drużyny. Piłka zawirowała w powietrzu i tuż przed jego twarzą wzniosła się w górę trafiając do siatki. Japończycy byli zadziwieni tym strzałem, mimo, że niektórzy spośród nich także mieli podobne, na przykład Drive Shoot Tsubasy.
Wakabayashi i Tsubasa wrócili razem z nimi do ośrodka. Drużyna zjadła obiad rozmawiając ze sobą głośno i radośnie. No, oprócz Wakashimazu. Tym razem stał się bardziej milczący niż zwykle.
- Wakashimazu-san, coś się stało? - spytał Takeshi, który jak zawsze martwił się o niego, Hyugę i Sorimachiego bardziej niż była taka potrzeba, ale który, jako ich przyjaciel, robił to z dobroci serca.
- Nic... - powiedział chłopak. Westchnął cicho nawet nie podnosząc wzroku na swój ukochany deser, lody waniliowe z polewą czekoladową, który w ich stołówce w ośrodku nie trafiał się często. Właściwie to prawie wcale. Ledwo przełknął obiad... no dobra, połowę obiadu. I to z trudem.
Bramkarz wstał od stołu dziękując cicho za posiłek i ukradkiem ulotnił się z pomieszczenia. Przemierzając korytarz w stronę pokoju, który dzielił z Hyugą i Takeshim, nie natknął się na nikogo. Wszedł na chwilę do środka i wyszedł trzymając w ręce swój odtwarzacz MP3 i słuchawki. Znowu nie mijając żadnej żywej duszy po drodze, bo w końcu wszyscy siedzieli w stołówce i zajadali deser ciesząc się obecnością swoich pro graczy, dotarł do drzwi wyjściowych. Wsunął słuchawki do uszu włączając MP3.
Wolnym krokiem skierował się w stronę boiska, na którym leżały rozrzucone piłki. Kopnął pierwszą z brzegu w stronę bramki, oczywiście trafiając w okienko, nucąc pod nosem ,,Heal me kill me" Skilletu.
Zastanawiał się nad tym, czy był zły na kogoś, albo siebie, bo taką opcję też brał pod uwagę, a jeśli nie to jaka jest przyczyna jego kiepskiego humoru. Kolejne piłki lądowały siatce nie podsuwając mu odpowiedzi na zmartwienia. W końcu chłopak poddał się znudzony strzelaniem na pustą bramkę i wymknął się poza mury ośrodka. Raczej nie pozwalano im go opuszczać, a tym bardziej bez żadnej informacji, ale wątpił, aby ktokolwiek to zauważył, kiedy wśród nich byli Wakabayashi i Tsubasa.
No właśnie, Wakabayashi... Czyżby to jego przyjazd był powodem wzrastającego w nim niezadowolenia z życia?
Przez myśl przemknęło mu, że to może być jego rychły wyjazd, dziś lub jutro. Chłopak, który przyłapał się na takim myśleniu potrząsnął głową. "Nie... To nie może być to..." zaprzeczył temu co podpowiadała mu intuicja. Po chwili jednak powrócił do tej myśli z własnego doświadczenia wiedząc, że przecież własnej intuicji może ufać. "A co, jeśli to naprawdę o to chodzi... " pomyślał patrząc na czubki swoich adidasów.
Wakashimazu, jako rozważny człowiek, zawsze rozważał wszystkie możliwości, które przychodziły mu do głowy, aby wybrać tę najlepszą, albo tę, która najbardziej pasuje, i rozwiązać problem, bądź zakończyć zmartwienia, dlatego też pomyślał także o tym, co może go łączyć z Wakabayashim.
"To jasne, że to mój rywal o miejsce na bramce Japonii... Czy coś jeszcze? Nigdy nie oceniałem go jako człowieka... Przynajmniej nie świadomie. Czasami mnie wkurza i jest arogancki, ale jednak... nawet go lubię. " uspokoił się taką myślą, i nawet nie próbując rozwijać jej dalej, zaczął szukać innej przyczyny swego złego nastroju. Pochodził jeszcze z pół godziny i nie znajdując odpowiedzi na swój problem powrócił do ośrodka.
Dochodziła ósma wieczór. Gdy szatyn otworzył drzwi natychmiast zwróciły się w jego stronę oczy siedzących w środku chłopców. Było dziwnie tłoczno. Koło okna siedział Hyuga razem z Takeshim, a na łóżkach na niższym piętrze Tsubasa, Wakabayashi, Misaki, Nitta, Jito, Sano i Matsuyama.
"No więcej ich tu nie mogło być" pomyślał ironicznie. Po chwili obok niego przeszedł Ishizaki z niewiadomych przyczyn także znajdując się w ich pokoju. Pewnie weszli do pierwszego lepszego pomieszczenia, żeby pogadać.
Wakashimazu wyjrzał przez drzwi i spojrzał na tabliczkę przed pokojem. Wszystko się zgadzało, to był jego pokój. Ignorując spojrzenia znajdujących się w pokoju osób wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zwinnym ruchem dostał się na łóżko na piętrze i poległ na nim, nadal w słuchawkach. "Ale zaraz... co robią tu Wakabayashi i Tsubasa? Czyżby nie wylatywali dzisiaj?" pomyślał i po chwili podniósł się do siadu. Gdy o to spytał cała drużyna, bo w końcu oni wszyscy tutaj przyszli, odpowiedziała mu równym chórem, że jutro.
- Ok... - powiedział, po czym powrócił do poprzedniej, leżącej, pozycji.
Nagle nad poręczą łóżka pojawiła się twarz Jito. - Co tak leżysz sam? Nie chciałbyś z nami pogadać? No i z chłopakami, zanim jutro wyjadą.
Szatyn zaczął się zastanawiać, gdy obok Jito pojawiła się także twarz Wakabayashiego, na co jego serce przyśpieszyło, i Tsubasy, o dziwo wyższego od nich. "Aaaa... pewnie stoi na łóżku." Pod ich spojrzeniami było mu trochę niewygodnie. Do swoich trosk dołożył także to, czy łóżko nie zarwie się pod ciężarem ich wszystkich. Kiedy pojawiła się jeszcze twarz Hyugi i Takeshiego chłopak zaklął w myślach.
- Dobra, dobra, tylko się tak na mnie nie patrzcie - powiedział rezygnując z prób krótkiego odpoczynku przed snem. Usiadł po turecku na łóżku na piętrze, a reszta zajęła swoje poprzednie miejsca.
Rozmowy toczyły się przede wszystkim o karierze Tsubasy i Wakabayashiego oraz o mistrzostwach, ale także o wszystkim i o niczym. Gdy zeszło na dziewczyny szatyn wycofał się w głąb łóżka nie chcąc w nich uczestniczyć. Niestety zauważył to Izawa i powiedział o tym Tsubasie, a ten jako że zależało mu na rozmowie z całą swoją drużyną zawołał do niego - Wakashimazu, co jest?
Chłopak prychnął i wyciągnął spod poduszki mangę. Otworzył ją tam, gdzie ostatnio skończył i zaczął czytać.
- Wakashimazu-san jest dzisiaj nie w humorze - powiedział Takeshi.
No i tak zaczęły się zapytywania czemu on w humorze nie jest. Szatyn postanowił wykorzystać moment, gdy wszyscy zwrócili się ku Hyudze, który coś mówił niby na ten temat, aby wymknąć się z pokoju do łazienki. Gdy zamykał drzwi za sobą Hyuga mrugnął do niego. Wszyscy spojrzeli w jego stronę, ale on tylko uśmiechnął się w odpowiedzi znikając za drzwiami na korytarz.
Po drodze spotkał Katagiriego. Ten zatrzymał go na chwilę pytając się - Nie wiesz może, gdzie jest cała drużyna?
- U mnie w pokoju - odparł takim głosem, jakby nie był zadowolony z tego faktu.
Dotarł do łazienki i rozebrał się. Wszedł pod pierwszy prysznic , a gdy woda zaczęła obmywać jego ciało westchnął cicho. Znowu będzie miał czas na przemyślenia. Drzwi szczęknęły cicho oznajmiając mu, że jednak tego czasu nie będzie miał. Gdy do środka wszedł Morisaki, bramkarz prawie chciał mu sie rzucić na szyję, że to on, a nie ktoś inny. Uśmiechnął się do niego przypominając sobie, że Morisakiego nie było wśród zebranych w jego pokoju osób.
- A ty nie poszedłeś gadać z nimi? - spytał.
- Byłem zmęczony i poszedłem odpocząć - odpowiedział brunet. - Ale może do nich pójdę. Wiesz może, gdzie są?
- Tak... aż za dobrze... Siedzą u mnie w pokoju.
Chłopak zaśmiał się na widok niezadowolonej miny Wakashimazu i odkręcił wodę. Umyli się rozmawiając. Wakashimazu ubrał się tylko do połowy zakładając na nogi swoje bokserki i spodnie, a na mokre włosy zarzucił ręcznik. Skierowali się obaj w stronę jego pokoju nadal prowadząc konwersację, która trochę poprawiła humor wyższego z nich, bo nie dotyczyła dziewczyn i innych drażliwych tematów. Weszli do środka, w pomieszczeniu nadal byli wszyscy, nawet ich menadżer, Katagiri.
Wakashimazu, jak zwykle wszystkich ignorując, udał się z powrotem na swoje posłanie i zaczął wycierać włosy. Po drodze zauważył, że Wakabayashi patrzy na jego nagą pierś i speszył się odwracając głowę. Po jakiejś pół godzinie Wakashimazu lekko wkurzony brakiem możliwości zaśnięcia w tym gwarze powiedział niby sam do siebie, że jest już wpół do dwudziestej trzeciej. Katagiri zrozumiał go, za co szatyn dziękował niebiosom, i kazał wszystkim zmykać do swoich pokoi. Gdy gwarny tłum opuścił ich pokój Wakashimazu wyjrzał znad barierki swojego łóżka.
- Wakabayashi... - zdziwił się widząc wyższego od siebie bramkarza siedzącego na łóżku pod nim.
- Wakabayashi-san nocuje dzisiaj u nas w pokoju, bo mamy wolne łóżko. Nie będzie ci to przeszkadzać Wakashimazu-san? - spytał Takeshi.
Szatyn pokręcił głową nadal zwisając do góry nogami ze swojego łóżka, a jego długie włosy delikatnie zafalowały przy tym ruchu. Wpatrywał się z lekkim niedowierzaniem w niebieskie tęczówki starszego od siebie o 22 dni chłopaka. Gdy ten uśmiechnął sie do niego prawie spadł z łóżka. Szybkim ruchem cofnął się z powrotem na górę czując jak szybko bije mu serce. Nadal nie rozumiał czemu ono tak reaguje. Zdjął spodnie i złożył je ładnie, po czym sięgnął po leżącą pod poduszką koszulkę. Gdy wysunął głowę z odpowiedniego otworu zobaczył przyglądającego mu się znad barierki Wakabayashiego, którego przed chwilą jeszcze tu nie było. Zaskoczony i znowu speszony, przy okazji się rumieniąc, rzucił w niego pierwszą rzeczą, która nawinęła mu się pod rękę. Tą rzeczą, na szczęście dla Wakabayashiego, bo dostał nią w twarz, była poduszka. Zaśmiał się głośno wciąż na niego patrząc. Po chwili dał mu spokój i razem z Hyugą i Takeshim udał się do łazienki po drodze oddając mu poduszkę.
Szatyn zeskoczył na dół i odłożył swoje spodnie, MP3 i mangę. Wdrapał się z powrotem na górę.
"Nic nie rozumiem" pomyślał i opadł na poduszki. "Dlaczego czuję się speszony kiedy na mnie patrzy? Mam jednak wrażenie, że on... że ja... lubię go... tak jakoś inaczej... nawet bardziej niż bym się spodziewał, że mogę... no bo przecież... ja go nie kocham, prawda? Tak, wolę mężczyzn, mimo że kobiety nie są takie złe, ale... cholera..." zawinął się w kołdrę twarzą do ściany. "Musisz przestać o nim myśleć!" nakazał sobie. "To tylko twój rywal... no i kolega z drużyny. I tyle, chłopie, ogarnij się!" Westchnął głośno zamykając oczy.
Nagły huk sprawił, że wzdrygnął się gwałtownie obracając w stronę dźwięku i odruchowo rzucając poduszką w tamtą stronę. W twarz dostał ich menadżer, który był całkiem zdziwiony tym, że coś poleciało w jego stronę, gdy tylko otworzył drzwi.
- Przepraszam... Myślałem, że to ci idioci znowu hałasują - powiedział, gdy Katagiri z uśmiechem podawał mu poduszkę.
- Sprawdzałem, tylko czy już śpicie.
- Z takim hukiem? - zdziwił się zielonooki.
- A tak poza tym, gdzie oni są?
- Z tego co wiem szli do łazienki.
Po chwili menadżer zapytał - Widziałem, że sobie poszedłeś dzisiaj podczas obiadu. Coś się stało?
-Nic... Po prostu nie byłem w nastroju do rozmów... Zastanawiałem się, czy jestem inny... - dodał po chwili milczenia.
- Każdy jest inny i ty o tym dobrze wiesz.
- Nie o taką inność mi chodzi...
- Możesz mi powiedzieć.
Wakashimazu wiedział, że ich menadżer jest dobrym powiernikiem, dlatego też postanowił, że mu się zwierzy.
- No bo... ostatnio tak dziwnie się czują w towarzystwie pewnej osoby... Lubię ją, to wiem na pewno, ale... gdy na mnie patrzy to serce mi przyspiesza... i czuję się taki lekko skrępowany...
- Zakochałeś się. - stwierdził dobitnie Katagiri, a chłopak zdziwiony rozszerzył oczy.
- No to mamy problem... - powiedział cicho.
Długowłosy jednak to usłyszał i spytał - Dlaczego?
- Bo to chłopak.
Katagiri zaśmiał się zupełnie dezorientując Wakashimazu. - A więc o to ci chodziło z tą innością. To nic złego, to też powinieneś wiedzieć. Nie ty jeden tak masz. - powiedział.
- Pan...
Katagiri skinął głową. - Ale niestety z tym nie bardzo mogę liczyć na powodzenie... - zdjął swoje ciemne okulary.
Zamiast prawego oka miał białą bliznę idącą pionowo przez miejsce, w którym powinno się ono znajdować, nie pozwalającą mu go otworzyć.
Wakashimazu spojrzał na nią zaciekawiony. - Jak to się stało?
- Opowiem ci innym razem - powiedział zakładając okulary, bo na korytarzu rozbrzmiały głosy.
- Dziękuję.
- Nie masz za co, Wakashimazu.
Wyszedł na zewnątrz i zawołał do idących korytarzem - Wiecie, że jest już po 23?
Głosy ucichły, a wszyscy czym prędzej znaleźli się w swoich pokojach. Światło zgasło po minucie, gdy wszyscy byli w swoich łóżkach.
- Dobranoc - powiedział zadowolony szatyn.
- Dobranoc - odpowiedzieli mu pozostali.
Chłopak zapadł w sen, ale nie na długo. Było kilka minut po drugiej, gdy coś dźgnęło go w ramię.
- Co? - spytał nie otwierając oczu.
- Mógłbyś mi pokazać, gdzie jest łazienka? - usłyszał szept swojego rywala.
Podniósł powieki, by stwierdzić, że twarz bruneta znajduje się tylko kilka centymetrów od jego własnej. Serce znowu mu podskoczyło, ale wiedział już dlaczego.
- Niech ci będzie - powiedział podnosząc się. Zeskoczył cicho z łóżka i razem z Wakabayashim, i jego nagą klatą, jak zauważył chłopak, opuścił pokój. Przeszli kawałek korytarzem i zaspany szatyn wskazał mu wejście. Gdy chciał otworzyć usta i powiedzieć, że to tutaj niebieskooki otworzył drzwi i wepchnął go do środka. Wakashimazu zderzył się plecami z kafelkami i zajęczał cicho z bólu. Brunet zamknął wejście za sobą i podszedł do niego.
Chłopak zorientował się, że coś jest nie tak, jak powinno, bo przecież miał mu tylko pokazać, gdzie jest łazienka. Nim zdążył wykrztusić choć słowo jego kolega chwycił go za bark i obrócił twarzą do ściany. Zimno z kafelek wywołało gęsią skórkę na nagich udach Wakashimazu.
- Wakabayashi - powiedział cicho nabierając powietrza do płuc. Poczuł jak ten odgarnia włosy z jego szyi. Usta bruneta dotknęły jego skóry w tym miejscu wywołując dreszcz, który przeszedł jego ciało na wskroś.
- Co ty... Ough... - zajęczał cicho, gdy dłoń niebieskookiego wsunęła się pod jego koszulkę i przesunęła po skórze na jego brzuchu.
Chłopak nie mógł tego zobaczyć, ale Wakabayashi uśmiechnął się słysząc jego jęk.
- Powiesz mi...ah... dlaczego?
- Dlaczego co? - spytał przerywając na chwilę całowanie jego szyi.
- Dlaczego to robisz?
- Heh... - nie odpowiedział mu tylko sięgnął dłonią do jego bokserek.
Chłopak prawie podskoczył, gdy palce bruneta dotknęły jego pośladków. Rumieniec zalał jego policzki. Zacisnął powieki. Brunet zsunął bokserki z jego nóg i odrzucił je gdzieś na bok, po chwili dołączył do nich także koszulkę szatyna. Chłopak nie opierał się zbyt zaskoczony miłym uczuciem płynącym z dotyku drugiego bramkarza .Gdy Wakabayashi zaczął składać pocałunki na jego karku schodząc w dół po kręgosłupie, szatyn zacisnął dłonie opierając czoło o ścianę. Po chwili poczuł jak nagie ciało drugiego dociska go do ściany i ściąga w dół, na kolana. Został zmuszony do ich szerszego rozstawienia tak, że prawie dotykał pośladkami podłogi. Biodra wyższego bramkarza docisnęły jego własne do zimnej ściany. Chłopak zajęczał cicho.
Po chwili Wakabayashi zrobił mu nieco miejsca, aby mógł usiąść do tyłu. Chłopak odetchnął z ulgą w myślach. Gdy spróbował usiąść poczuł, że nabija się na coś mokrego, co było palcami Wakabayashiego. Zabolało, więc ciało chłopaka zareagowało instynktownie. Wrócił biodrami z powrotem do ściany, ale palce zostały w nim, a nawet weszły głębiej.
- Wakabayashi... - jęknął cicho kuląc ramiona.
Brunet pogłaskał go po jednym z nich i pocałował je. Poruszył mokrymi palcami we wnętrzu chłopaka i dołożył trzeci. Wakashimazu nawet nie zauważył, kiedy jego penis znalazł się w erekcji, a teraz otarł się o zimne kafelki zmuszając go do kolejnego jęku. Wakabayashi patrzył na niego zafascynowany powoli rozciągając jego odbyt, a drugą dłonią przejechał po jego boku i biodrze, a potem owinął palce wokół naprężonej męskości młodszego chłopaka. Ten przytknął jedną ze swoich dłoni do ust obawiając się, że ktoś mógłby go usłyszeć. Gdy Wakabayashi wysunął z niego palce zajęczał cicho w dłoń. Brunet usiadł na podłodze ciągnąc szatyna za sobą i nabijając go na swojego penisa. Zielonooki wygiął się do tyłu i ugryzł się w dłoń tłumiąc swój krzyk. Z jego oczu zaczęły ciec łzy. Starszy chłopak zaczął całować jego plecy i głaskać klatkę piersiową. Co jakiś czas podszczypywał sterczące sutki szatyna słysząc jego ciche jęki.
Zielonooki w końcu przestał odczuwać ból i lekko zniecierpliwiony poruszył biodrami częściowo wysuwając z siebie członka bruneta i wsuwając go z powrotem. Wakabayashi uśmiechnął się bardziej czując niż widząc delikatne ruchy chłopaka. Ujął go za biodra i uniósł wychodząc z niego całkowicie. Chłopak znów skulił ramiona i jęknął przeciągle. Obrócił go przodem do siebie, by móc zobaczyć wykwitłe na jego twarzy rumieńce. Szatyn położył jedną z dłoni na jego klacie i wyprężył się, gdy męskość drugiego znowu znalazła się wewnątrz niego. Brunet odsunął dłoń od jego warg i zastąpił ją swoimi ustami.
Wakashimazu zarówno pierwszy raz robił takie rzeczy, jak i się całował, dlatego był zaskoczony jak miłe może być to uczucie. Niebieskooki delikatnie go uniósł, a potem opuścił. Prącie szatyna ocierało się o mięśnie brzucha drugiego chłopaka doprowadzając go do ekstazy. Głośno jęczał w usta Wakabayashiego próbując oddawać mu pocałunki. Owinął ręce wokół szyi starszego chłopaka i zaplótł palce na jego karku. Jego serce biło jak szalone domagając się bliższego kontaktu z jego ciałem. Przytulił się do niego tak mocno jak było to możliwe, a gdy Wakabayashi opuszczał jego biodra jeszcze bardziej nabił się na jego penisa i zacisnął wokół niego wszystkie mięśnie.
Tym razem to Wakabayashi jęknął czując Wakashimazu ciaśniej niż wcześniej. Odgarnął włosy chłopaka z jego ucha i przytrzymał je. Zbliżył do niego usta i delikatnie przygryzł jego płatek. Potem polizał go za nim i przygryzł delikatnie skórę pozostawiając tzw. malinkę. Wakashimazu był jednak zbytnio oszołomiony bliskością drugiego, by to zauważyć. Czuł, że blisko mu już do spełnienia, więc ujął twarz niebieskookiego w dłonie i przysunął ją do swojej szepcząc - Genzo... Oh... Możesz... szybciej?
Wakabayashi uśmiechnął się słysząc swoje imię. Pocałował go krótko ujmując jego biodra w dłonie i kontynuując poprzednią czynność. Gdy jego penis uderzył w prostatę drugiego ten zacisnął dłonie na jego barkach nieświadomie wbijając mu paznokcie w skórę. Wakashimazu starał się powstrzymywać głośniejsze jęki, ale w końcu nie mógł tego wytrzymać, więc wpił się w usta bruneta. Owinął nogi wokół jego bioder i kolejny raz nabił się mocniej.
Nie rozumiał zachowania własnego ciała, które odczuwając przyjemność robiło zupełnie niewyjaśnione rzeczy. Za każdym razem, gdy Wakabayashi z niego wychodził, zaciskał mięśnie dookoła jego penisa jakby chciał zatrzymać go w sobie. Nie wiedział, że w ten sposób doprowadza bruneta do szału. Ten postanowił nagle przyspieszyć, co po paru sekundach poskutkowało orgazmem i wytryskiem ze strony ich obu. Szatyn oderwał się od ust niebieskookiego i wyginając w tył jęknął przeciągle imię swojego kochanka.
Brunet spojrzał po sobie i chłopaku i stwierdził, że ich torsy są w spermie szatyna. Polizał go po klatce piersiowej zlizując część z niej. Zielonooki obserwował go zaskoczony rumieniąc się na myśl o tym, że zrobił to ze swoim największym rywalem. Jęknął cicho czując, że penis bruneta opuszcza jego wnętrze. Ten posadził go na swoich udach i pogłaskał po policzku. Przyciągnął jego brodę do siebie i pocałował czule, po czym wyszeptał - Kocham cię, Ken.
Chłopak speszył się i spuścił wzrok. - Ja ciebie też - odpowiedział cicho.
Uśmiech ozdobił twarz bruneta, gdy podtrzymując go w talii przyciągnął bliżej siebie i pocałował ponownie. Po chwili zauważył gęsią skórkę u szatyna toteż spytał - Zimno ci?
-Trochę - przyznał.
Podnieśli się z zimnych kafelków. Wakashimazu chwycił swojego rywala za rękę i pociągnął go w stronę pryszniców. Umyli się nawzajem ciesząc się ze swojego dotyku. Gdy Wakabayashi wsunął palec do dziurki szatyna, aby wymyć z tam tąd swoją spermę, ten zajęczał cicho opierając głowę o ramię kochanka dostarczając mu kolejnego powodu do uśmiechu.
Zielonooki otworzył swoją szafkę i wyciągnął ręczniki. Poczuł jak brunet delikatnie wyjmuje jeden z nich z jego dłoni i przytyka do jego skóry. Powolnymi ruchami, jakby do masażu, zaczął wycierać go z wody. Wakabayashi poczuł jak ciało szatyna rozluźnia się.
W końcu obaj byli susi i już w ubraniach wrócili do pokoju. Wakashimazu wspinając się na górne łóżko poczuł, że ręka drugiego bramkarza gładzi jego pośladek. Zaczerwienił się zdając sobie sprawę, że któryś z obecnych chłopaków mógł to zobaczyć i mając nadzieję, że przez panujące w pokoju ciemności brunet tego nie zauważy.
- Dobranoc - szepnął jego kochanek.
- Dobranoc - odpowiedział układając się do snu, w który zapadł parę minut później z myślą, że Wakabayashi cudownie całuje.
Gdy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca Wakashimazu obudził się jako pierwszy w ośrodku z niebywałym bólem w tylnej części ciała. Skrzywił się. Było koło szóstej rano, ale chłopak przyzwyczaił się, że jego organizm ustawił sobie taki czas pobudki. Przetarł oczy i zeskoczył z łóżka na podłogę. Pozostali nadal spali. Szatyn wyciągnął z szafy strój do biegania i założył go. Sięgnął po swoją MP3 i chciał wyjść, ale zatrzymał się jeszcze na chwilę przypatrując się śpiącemu Wakabayashiemu. Uśmiechnął się sam do siebie i cicho zamykając drzwi za sobą wyszedł na korytarz. W ośrodku panowała cisza, więc starając się nie robić hałasu wyślizgnął się na świeże powietrze. Po drodze zgarnął piłkę z magazynu, więc teraz upuścił ją na ziemię i kopiąc przed sobą dotarł na boisko.
Wziął leniwy zamach i kopnął. Piłka powędrowała w bliższe okienko. Chłopak wziął ją z powrotem zastanawiając się jak inaczej może spróbować postrzelać.
"Może z przewrotki? A, niech będzie..."
Chłopak biegnąc na bramkę strzelił mocno w poprzeczkę, tak, aby piłka wystawiła mu się w idealnej pozycji do strzału. Skoczył obracając się w powietrzu i strzelił z lewej nogi, mimo że był prawonożny, dokładnie w sam środek bramki. Zgrabnie opadł do kucek i wstał.
- Tu można umrzeć z nudów... - powiedział sam do siebie.
Wykonał jeszcze parę fantazyjnych strzałów i stwierdził, że woli iść pobiegać. Wybrał się tą samą drogą co na spacer, po czym wrócił do ośrodka około wpół do siódmej. Zatrzymał się na trochę na boisku, aby rozciągnąć mięśnie i poszedł pod prysznic. Gdy wrócił do pokoju zastał rozbudzających się powoli chłopców, więc przywitał ich z uśmiechem.
- Przyznaj się o której, tym razem wstałeś - powiedział Hyuga odwzajemniając uśmiech.
- Eto... Nieważne...
Hyuga zaśmiał się, a Wakabayashi spojrzał na niego ciekawie jakby pytając o wyjaśnienie. Wakashimazu jednak odwrócił głowę jak zwykle pesząc sie bez powodu. Takeshi pospieszył z wyjaśnieniami, jakim to rannym ptaszkiem, dokładnie takiego zwrotu użył, z czego szatyn oczywiście nie był zadowolony i za co chciał go udusić, jest ich przyjaciel.
Szatyn pokręcił głową, chwycił swoją mangę i wspiął się na swoje łóżko czekając, aż jego koledzy się ogarną i będą mogli iść na śniadanie. Usiadł zwieszając nogi w miejscu drabinki i zaczął czytać. Nagle powrócił do niego poranny ból, więc skrzywił się mimowolnie. Hyuga i Takeshi uznali, że nie podobało mu się coś w mandze, a Wakabayashi lekko się uśmiechnął patrząc na niego. "Mimo tego bólu" pomyślał szatyn "i tak bym to powtórzył. Z nim...". Zerknął na krótkowłosego bruneta, a ten jakby czując, że chłopak na niego patrzy odwrócił się w jego stronę uśmiechając ciepło. Wakashimazu zarumienił się i spuścił wzrok udając, że czyta mangę dalej.
"Nigdy nie sądziłem, że Ken może być taki wstydliwy." pomyślał niebieskooki.
W końcu poszli na śniadanie. Zjedli je wesoło rozmawiając. Nawet Waksahimazu odzywał się od czasu do czasu zajadając przy tym tosta z serem. Wakabayashi zauważył, że jego rywal zjadł tylko to i nic więcej, więc trącił łokciem siedzącego obok Hyugę i spytał - Czy Wakashimazu zawsze tak mało je?
- Kiedyś go o to spytałem i opowiedział mi, że dba o linię - powiedział uśmiechając się, ale w jego oczach widoczna była troska i zmartwienie.
Niebieskooki przypomniał sobie wąską talię chłopaka i jego brzuch i stwierdził w myślach, że chłopak o linię dba. Martwił się tylko, czy nie je za mało jak na swój wysiłek fizyczny. Spojrzał na niego. Chłopak wyglądał zdrowo. "Może jego organizm nie potrzebuje wiele" powiedział do siebie w myślach.
Cały dzień chłopcy grali w piłkę, a wieczorem część z nich, wraz z Wakabayashim i Tsubasą i dziewczynami, pojechała na lotnisko. Nadszedł czas pożegnania. Gdy na tablicy przy godzinie 19 i napisie Frankfurtkt zapaliła się zielona lampka Wakabayashi zaczął się żegnać z wszystkimi po kolei. Na końcu podszedł do Wakashimazu i stanął naprzeciw niego. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopak uścisnął ją, ale brunet zamiast ją puścić przyciągnął chłopaka do siebie i objął go. Ich twarze znalazły się tylko parę centymetrów od siebie. Szatyn zamrugał zdziwiony i rozszerzył zielone oczy, gdy ich usta zetknęły się. Poczuł jak kolana się pod nim uginają. Położył dłoń na karku bruneta i pogładził go delikatnie, gdy ten wsunął język między jego wargi. Opuścił powieki, teraz liczyło się tylko to uczucie bliskości Wakabayashiego. Gdy brunet przerwał pocałunek powiedział cicho, tak że tylko szatyn go usłyszał - Powodzenia. Pamiętaj, że cię kocham, Wakashimazu.
Chłopak zarumienił się i wymruczał w odpowiedzi "Ja też cię kocham". Niebieskooki uśmiechnął się jeszcze raz, po czym puścił chłopaka, pomachał osłupiałej drużynie i skierował się w stronę wejścia na pas swojego samolotu. Gdy zniknął za zakrętem wszyscy obecni zwrócili głowy w kierunku Wakashimazu. Zielonooki przez szybę obserwował jak jego ukochany brunet wsiada do samolotu, który miał go ponieść daleko stąd. Czuł jak w oczach zbierają mu się łzy jednak nie pozwolił im się wydostać. W ogóle nie zwrócił uwagi na gapiących się na niego chłopaków. Oparł czoło o szybę okna wychodzącego na pas startowy samolotu, z którego właśnie odlatywał samolot jego ukochanego.
"Do zobaczenia, Gen-san" pomyślał pozwalając sobie na jedną, jedyną łzę, którą i tak po chwili otarł rękawem bluzy.
Kaelia- Liczba postów : 3
Join date : 13/09/2012
Skąd : Warszawa
Re: Saikyo No Teki
Ja ze swoim małym rozumkiem momentami plątałam się i nie wiedziałam kto co mówi i w ogóle o kogo chodzi, ale z czasem dało się to przeżyć. Ogółem słodziutkie to było <3 (och, ja i te moje małe wymagania kiedy się napalę na yaoi =w= ) Zwłaszcza końcówka jak go pocałował a wszyscy zdziw.
Miło że to dodałaś, bo wczoraj nabrałam ochoty na przeczytanie jakiegoś yaoi a nic nie znalazłam, toteż twój one-shot mnie poratował ; - ;
Miło że to dodałaś, bo wczoraj nabrałam ochoty na przeczytanie jakiegoś yaoi a nic nie znalazłam, toteż twój one-shot mnie poratował ; - ;
Almuś- Liczba postów : 265
Join date : 28/08/2012
Skąd : Z piekła, nie chcieli mnie tam.
Re: Saikyo No Teki
Nie martw się, nie ty jedna ;D Ja po prostu obejrzałam wszystkie serie, więc ci bohaterowie nie są mi obcy ;P
Dziękuję za wszystko
Dziękuję za wszystko
Kaelia- Liczba postów : 3
Join date : 13/09/2012
Skąd : Warszawa
Re: Saikyo No Teki
Kaelia napisał:razem z Wakabayashim, i jego nagą klatą
Nadal to zdanie podoba mi się najbardziej:D cieszę się, że to wrzuciłaś, nie muszę non stop włazić na pocztę xD
Aeris- Liczba postów : 7
Join date : 12/09/2012
Skąd : Nibylandia
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach